♥Świat,kosmos,nauka♥



                                                 







Nagroda Nobla 2013 z fizyki za "boską cząstkę"!

Nagroda Nobla 2013 z fizyki za



Peter W. Higgs i Francois Englert laureatami nagrody Nobla 2013 z fizyki. Och zwycięstwo było pewne! 


(Laureaci Nagrody Nobla z fizyki: Peter Higgs oraz Francois Englert)


Komitet Noblowski uhonorował jednocześnie dwóch wybitnych fizyków, którzy w 1964 roku niezależnie od siebie zaproponowali model teoretyczny tłumaczący, w jaki sposób cząsteczki nabywają masę. Ich odkrycie zostało potwierdzone w 2012 roku przez naukowców pracujących w ośrodku CERN, w eksperymencie z użyciem Wielkiego Zderzacza Hadronów (LHC)

Istnieje tej cząstki przewidziano teoretycznie niemal pół wieku temu. Została ona uwzględniona w równaniach tzw. Modelu Standardowego – matematycznych ramach, które pozwalają opisać znane fizykom cząstki i zachodzące między nimi oddziaływania podstawowe (elektromagnetyczne, słabe i silne).

Na czym polega odkrycie nagrodzone odkrycie?

"Model Standardowy opisuje, w jaki sposób zbudowany jest cały świat, od roślin, ludzi po gwiazdy i planety. Podstawą wszelkiego istnienia są cząsteczki materii, a wśród ich specjalny typ cząsteczki - tzw. bozon Higgsa, który rodzi się w niewidzialnym polu. Pole to jest obecne wszędzie we wszechświecie nawet tam gdzie wydaje się, że nie ma niczego. bez niego nie moglibyśmy istnieć, ponieważ to właśnie w kontakcie z nim cząstki nabierają masę. Teorie tłumaczącą to zjawisko wyjaśnili właśnie Higgs i Englert" - czytamy w uzasadnieniu Komitetu Noblowskiego.

Faktyczne odkrycie cząstki Higgsa stanowi dla fizyków dowód na istnienie mechanizmu wyjaśniającego, od czego zależy masa cząstek. Z biegiem czasu Model Standardowy doczekał się różnych rozszerzeń – modeli, w których dopuszczano istnienie różnych wersji bozonu Higgsa (przy czym zawsze pozwalających wyjaśnić masę cząstek). Naukowcy są przekonani, że tak różne rodzaje cząstek Higgsa powinny dawać o sobie znać w potężnych detektorach LHC w odmienne sposoby. W pewnych przypadkach różnice te powinny być naprawdę minimalne.

Jednym z powodów, dla których bozon Higgsa nie dawał się wykryć przez ponad 20 lat jest jego nietrwałość. Gdy tylko powstaje, od razu rozpada się na inne, lepiej znane cząstki, takie jak kwarki, elektrony i fotony. Naukowcy szukający Higgsa bacznie obserwują, czy w ich doświadczeniach nie pojawia się nadprogramowa ilość takich cząstek, co mogłoby oznaczać, że są one śladem po bozonie.

Kiedy w lipcu naukowcy z CERN po raz pierwszy ogłosili, że prawdopodobnie mają Higgsa, oba zespoły informowały o wykryciu prawdopodobnych śladów obecności dość rzadkiej jego odmiany. Wydawało się, że cząstka dość często rozpada się na energetyczne fotony gamma, a nie dość często – na taony. Cząstek było jednak zbyt mało, by wzbudziły entuzjazm. Powtórzenia eksperymentu podsycały podejrzenia, że być może faktycznie chodzi o rzadką odmianę Higgsa.

Pewne wersje tej teorii zakładają istnienie aż pięciu różnych bozonów Higgsa. Teoria ta podwaja liczbę typów cząstek obecnych we wszechświecie i w nowy sposób każe patrzeć na dobrze znane oddziaływania. Uwzględnia też istnienie ciemnej materii, nieodkrytej dotąd eksperymentalnie, która koncentruje się wokół galaktyk, a o której wiemy tylko dzięki jej oddziaływaniu grawitacyjnemu.

To była tylko kwestia czasu

O tym, że P. Higgs i F. Englert dostana Nagrodę Nobla spekulowano już od dawna. Gdy w 2012 roku ich model teoretyczny potwierdzili naukowcy z CERNU, kwestia przyznania nobla była niemal pewna. Wieszczono nawet przyznanie wyróżnienia w tym samym roku.

Pośród tegorocznych "pewniaków" eksperta Reutera, Davida Pendlebury'ego, który już od 1989 roku typuje zdobywców Nagrody Nobla, nie zabrakło profesorów Higgsa i Englerta. Tym razem dziennikarz trafnie wytypował!

Tym, co dodatkowo przemawiało za przyznaniem wspomnianym fizykom nagrody, był fakt iż obaj mają już ponad 80 lat, a odkrycia dokonali 30 lat temu. Nagroda Nobla nie jest przyznawana pośmiertnie, zatem, aby można było ich uhonorować, należałoby to zrobić jak najszybciej. Jeden z fizyków, którego dokonania w tej materii są porównywalne z odkryciami Higgsa i Englerta, Belg Robert Brout zmarł w 2011 roku
.


wp.pl

Nie będzie komety stulecia?

Nie będzie komety stulecia?(fot. Eastnews / SPL)
Blask komety C/2012 S1 (ISON) jest wyraźnie niższy niż oczekiwano, co sugeruje, że w listopadzie i grudniu br. może nas czekać znacznie mniej efektowny spektakl - poinformował PAN dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.

C/2012 S1 (ISON), odkryta we wrześniu 2012 roku, jest zapowiadana jako kometa stulecia. Blask, który ma ona osiągnąć pod koniec listopada br., może być porównywalny z Księżycem w pełni. 


Obecnie kometa świeci w konstelacji Bliźniąt jako słaba mgiełka o jasności 16.5 magnitudo. Jej blask pozostaje na tym poziomie od początku roku. To zachowanie wyraźnie odbiega od przewidywanego trendu - wcześniej szacowano, że w ciągu pierwszego półrocza 2013 roku C/2012 S1 (ISON) powinna pojaśnieć od 16.5 do 14.5-15 magnitudo. Blask komety jest więc 4-6 razy niższy niż oczekiwano. Zachowanie to oznacza, że w maksimum swojego blasku kometa może być wyraźnie słabsza niż przewidywano.

Jednak choć C/2012 S1 (ISON) może ostatecznie nie świecić tak jasno, jak się spodziewano, to będzie ona źródłem nietypowego roju meteorów.

Opracowane przez Paula Wiegerta z Uniwersytetu Zachodniego Ontario (Kanada) modele trajektorii wyrzutu cząstek z komety sugerują, że w okolicach 12 stycznia 2014 roku w Ziemię trafi strumień meteoroidów pozostawiony nieco wcześniej przez kometę. Odłamki, które wpadną w ziemską atmosferę, będą bardzo małe (nie większe niż kilka mikronów), w związku z tym jest możliwe, że spowodowanych przez nie meteorów nie zobaczymy gołym okiem. Największe z nich powinny dać o sobie znać na falach radiowych.

Co ciekawe, większość tak drobnych elementów, pomimo zderzenia z naszą atmosferą z prędkością 56 km/s, nie spłonie w niej, ale osiądzie, stając się zalążkiem do powstawania obłoków srebrzystych, czyli najwyższych obserwowanych chmur. 

wp.pl



żródlo:wp.pl


Na październikowym niebie będzie można zobaczyć duży rój meteorów, ciekawą kometę i zaćmienie Księżyca. Będą też dobre warunki do obserwacji Urana i Jowisza - poinformował dr hab. Arkadiusz Olech z Centrum Astronomicznego PAN w Warszawie.

Jesień przejawia się coraz krótszymi dniami. 1 października, w Warszawie, Słońce wzejdzie o godzinie 6.37, a zajdzie o 18.14. Miesiąc później, już po zmianie czasu na zimowy, wschód naszej dziennej gwiazdy będzie można obserwować o godz. 6.30, a zachód - o 16.09. W październiku Słońce wstępuje w znak Skorpiona.

Kolejność faz Księżyca w październiku jest następująca: nów - 5 X o godz. 2.35, pierwsza kwadra - 12 X o godz. 01.02, pełnia - 19 X o godz. 01.37 i ostatnia kwadra 27 X o godz. 1.41. Najbliżej Ziemi Srebrny Glob znajdzie się 11 października o godzinie 1.07, a najdalej - 25 października o godz. 16.26.

W nocy z 18 na 19 października dojdzie do widocznego w Polsce, częściowego i półcieniowego zaćmienia Księżyca. Maksymalna faza zaćmienia półcieniowego wyniesie 0.7649 i wystąpi ona 19 października o godzinie 1.50.

Jak przypomniał astronom, Merkury i Saturn znajdują się na sferze niebieskiej blisko Słońca, więc ich obserwacje w październiku będą albo niemożliwe, albo bardzo trudne.

Warunki do obserwacji Wenus nie zmieniają się specjalnie w porównaniu do poprzednich miesięcy. Planetę widać wczesnym wieczorem, nisko, bo tylko małe kilka stopni nad południowo-zachodnim horyzontem. Jej duży blask wynoszący -4.2 magnitudo pozwala ją dojrzeć nawet na tle łuny zachodzącego Słońca.

Cały czas polepszają się warunki do obserwacji Marsa i Jowisza. W październiku Czerwona Planeta znajdzie się w konstelacji Lwa i będzie doskonale widoczna nad ranem. Jasnego Jowisza świecącego w konstelacji Bliźniąt możemy podziwiać przez całą drugą połowę nocy. Nad ranem warunki do jego obserwacji robią się świetne, bo planeta świeci ponad 50 stopni nad południowym horyzontem.

3 października w opozycji znajdzie się Uran. To stworzy idealne warunki do jego obserwacji. Planeta świeci w konstelacji Ryb, jest widoczna przez całą noc i do jej obserwacji wystarczy nawet "gołe oko", choć użycie lornetki na pewno pomoże w jego odnalezieniu i identyfikacji - podkreślił dr Olech.

Neptun był w opozycji w sierpniu i obecnie widoczny jest w pierwszej połowie nocy w konstelacji Wodnika. Do jego obserwacji należy użyć lornetki lub teleskopu.

W październiku mamy okazję do podziwiania dwóch najbliższych nam planet karłowatych, czyli Ceres i Plutona. Pierwsza z nich świeci w gwiazdozbiorze Lwa, a druga w Strzelcu. O ile Ceres dojrzymy przez lornetkę (jej blask w październiku wynosi około 8.8 magnitudo), to do obserwacji Plutona musimy użyć teleskopu o średnicy zwierciadła co najmniej 20-30 cm.

Pod koniec października w zasięgu lornetek znajdzie się kometa 2P/Encke. Jest to kometa o najkrótszym znanym okresie obiegu wynoszącym tylko 3,3 roku. Będzie ją można obserwować nad ranem, na granicy konstelacji Lwa i Panny.

Październik to miesiąc roju meteorów o nazwie Orionidy. Orbita komety Halley'a, która jest ciałem macierzystym Orionidów, przecina się z orbitą Ziemi w dwóch miejscach. Materiał pozostawiony przez kometę w jednym z tych miejsc daje meteory z roju Eta Aquarydów, a w drugim z roju Orionidów. W tym drugim przypadku materiał kometarny jest rozrzucony na tak dużym obszarze, że Ziemia przechodzi przez niego od 2 października do 7 listopada. W tych właśnie dniach na niebie możemy obserwować meteory z roju Orionidów. Są to zjawiska bardzo szybkie, bo wchodzą w naszą atmosferę z prędkością 66 km/s.

Maksimum aktywności tego roju występuje zwykle w okolicach 21-22 października. Jest ono przy tym bardzo szerokie - kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt małych meteorów na godzinę możemy obserwować między 19 a 24 października. Trzeba przy tym zaznaczyć, że Orionidy najlepiej obserwować w drugiej połowie nocy. Wtedy bowiem radiant roju (czyli miejsce, z którego zdają się wybiegać jego meteory), leżący na granicy gwiazdozbiorów Oriona i Bliźniąt, znajduje się wysoko nad horyzontem. Tak więc największej ilości spadających gwiazd powinniśmy w naszym kraju oczekiwać w godzinach 2-5 nad ranem - ocenił naukowiec.

W tym roku warunki do obserwacji roju nie są najlepsze, bo maksimum aktywności prawie pokrywa się z pełnią Księżyca - dodał. 






WIDMO BROCKENU!

Śmierć może Cię dopaść w każdej chwili

Tak o tym pisał sam Szczepański: "Rozpoczynając swoją górską przygodę, niedoświadczony, często zafascynowany górami stopniowo wyruszasz na coraz to trudniejsze granie, w coraz to gorszą pogodę, aż pewnego dnia pośród chmur spotykasz po raz pierwszy mnicha. Jest to znak, że jeszcze długa droga przed Tobą, a śmierć może Cię dopaść w każdej chwili. 


żródło:wp.pl



Rosną szanse na bezpieczny powrót

Zachowując rozsądek, ucząc się szacunku dla gór po jakimś czasie spotykasz mnicha po raz drugi. Widmo śmierci w górach ciągle nad Tobą wisi, niemniej dzięki zdobytemu doświadczeniu Twoje szanse na bezpieczny powrót rosną.

Na zdjęciu: Widmo Brockenu (cień obserwatora) wraz z glorią (tęczowy pierścień). 



Groźba mija

Jednak tym razem spotkanie to nie jest zwiastunem śmierci, wręcz przeciwnie groźba ta mija, a przed Tobą jeszcze wiele wędrówek i szczęśliwych powrotów"




Johann Silberschlag mówi:

Skąd się wzięła nazwa tego niesamowitego zjawiska? Otóż związana jest z najwyższym szczytem, leżących na terenie Niemiec gór Harz, Brockenem (wys. 1142 m n.p.m.). Właśnie tam zaobserwował je i opisał po raz pierwszy Johann Silberschlag w 1780 roku. Tamtejsze góry nie są może zbyt wysokie, ale częste opady i powstające po nich mgły sprawiają, że miejsce to jest wprost idealne do obserwowania takich zjawisk. 


Dowiedziałam się także,że tamtajsi mieszańcy wierzyli,że jeżeli zobaczy się do ,,widmo" umrze się w czasie powrotu,a jeżeli ktoś zobaczy ,,widmo" drugi raz to przeżyje.Czy to trochę nie logiczne?!Wróżą,że jak się zobaczy jeden raz to zjawisko to się umiera,a jak się zobaczy drugi raz to nie.Ale przecież jak się ma już niby umierać,to jakim cudem można to zobaczyć drugi raz?
No ale cóż każdy wierzy w co chce :P



1.ŻYCIE POCHODZI Z DNA OCEANU
Życie na Ziemi pochodzi z dna oceanu

Nowa teoria dotycząca powstania pierwotnych form życia zakłada, że pozostawiły one głębinowe otwory w oceanach, które były źródłem życiodajnych reakcji chemicznych. Stało się tak za sprawą niewielkich prymitywnych kominów hydrotermalnych.
Wcześniejsza teoria zakładała, że pierwsze formy życia narodziły się raczej w bajorach ciepłego mułu niż w oceanach, o czym naukowcy informowali na łamach tygodnika "Proceedings of the National Academy of Sciences" na początku 2012 roku. Już Karol Darwin sugerował, że życie mogło narodzić się w ogrzewanych wulkanicznie bajorach bogatych w substancje odżywcze.
Teoria głosiła, że skład chemiczny wody w oceanach mógł nie być odpowiedni dla narodzin życia, ze względu na zbyt niski poziom potasu w stosunku do sodu. Z drugiej strony w gejzerach, takich jak te w parku narodowym Yellowstone, proporcja potasu do sodu jest dużo korzystniejsza.
Wielu naukowców jednak dalej twierdziło, że narodziny pierwszych organizmów miały miejsce głęboko pod wodą, a dokładniej w oceanicznych kominach hydrotermalnych. Jednak to, w jaki sposób zostało ono uformowane, wciąż było niejasne.
Autorzy najnowszych badań argumentują, jakoby warunki środowiskowe występujące w porach kominów hydrotermalnych, w których podgrzana zmineralizowana woda morska zadziałała jak paliwo dla procesu tworzenia organicznych molekuł oraz protokomórek. Następnie, prymitywne kominy
komórkowe stopniowo rozwijały wykorzystywały różnego rodzaju warstw (z różną liczbą cząsteczek sodu) i działały jak bateria napędzająca kompleksową konstrukcję molekuł, takich jak proteiny. Dzisiejsze kominy hydrotermalne zdaniem naukowców stanowią pozostałość po tych procesach.
Jan Amend, badacz z Uniwersytetu w Południowej Kalifornii, który nie był zaangażowany w badania, poparł hipotezę, jakoby łączenie się warstw z różną zawartością sodu mogło mieć kluczową rolę w początkach życia ziemskiego.
Naukowcy uważają, że w okresie, gdy powstawały pierwsze proste organizmy, ocean był kwasowy i wypełniony protonami, a z kominów wydostawał się gorzki zasadowy płyn, który jest bogaty w jony wodorotlenkowe o negatywnym ładunku. Kominy wykreowały wyżłobienia w skałach, których ściany pokryły maleńkie pory bogate w żelazo i siarkę. Otwory te odseparowały ciepły płyn z kominów od zimniejszej, kwasowej wody morskiej. Granica między tymi substancjami zadziałała jak swego rodzaju bateria, która napędziła chemiczną transformację dwutlenku węgla i wodoru w proste molekuły (oparte na węglu), takie jak proteiny i aminokwasy. Możliwe, że doprowadziła też do utworzenia membran komórkowych, białek złożonych oraz kwasu rybonukleinowego (RNA), molekuły podobnej do DNA. 


Globalne ocieplenie? Bzdura! Nadchodzi epoka lodowcowa!Globalne ocieplenie? Bzdura! Nadchodzi epoka lodowcowaBędzie się działo


Czy nasza planeta walczy ze skutkami globalnego ocieplenia, które w niedalekiej przyszłości mogą doprowadzić do poważnych konsekwencji? Z takim przekazem, który płynie ze środków masowego przekazu oraz kręgów naukowych, spotykamy się systematycznie. Czy naprawdę jednak coś nam grozi? Najnowsze zdjęcia NASA, przedstawiające polarną czapę lodową, znajdującą się w obszarze Arktyki, nie pozostawiają wątpliwości. Warstwa lodu, która zalega w rejonie bieguna północnego nie tylko się nie kurczy, jak przewidywali niektórzy eksperci, ale cały czas się rozszerza. Sceptycy, którzy od dawna twierdzą, że zjawisko globalnego ocieplenia to wymysł mediów oraz niektórych środowisk, które starają się coś ugrać na upowszechnianiu informacji o pogarszającej się sytuacji klimatycznej, sugerują, iż to kolejny dowód na to, że efekt cieplarniany to mit.


Nie mają łatwego życia naukowcy, którzy stanowczo i wbrew pojawiającym się sygnałom twierdzą, że zmiany klimatu doprowadzą wkrótce do destrukcyjnych przeobrażeń. W czasie swoich wywodów głoszą oni często teorie na temat zbliżającej się wielkimi krokami katastrofy. Według ich założeń, takie niekorzystne zmiany mogą doprowadzić np. do stopienia się lodowców, a w efekcie do podniesienia się poziomu mórz i oceanów. Skutki miałyby być tragiczne - już pod koniec tego stulecia pod wodą miałoby się znaleźć wiele miast, zamieszkiwanych obecnie przez miliony ludzi. Czy rzeczywiście należy się tego obawiać?
Według prognoz z lat poprzednich, w tym roku mieliśmy na własne oczy przekonać się, jak straszliwe piętno odciska na Błękitnej Planecie globalne ocieplenie. Najbardziej drastyczne zmiany miały objąć swoim zasięgiem rejon Arktyki, gdzie czapa lodowa miała się skurczyć do rozmiarów, które nie były do tej pory notowane. Wiele ośrodków akademickich z wielką trwogą kierowało swoje oczy w stronę bieguna północnego. Ale na podstawie tego, co tam zaobserwowali, można wysnuć tylko jeden wniosek - jeśli na tę chwilę należałoby się czegoś bać, to wyłącznie globalnego... ochłodzenia.

Tak wyglądała czapa lodowa w rejonie Arktyki w 2012 r. :P

Jeszcze w 2007 r. BBC opublikowało szacunki badaczy, którzy twierdzili, że w 2013 r., w sezonie letnim, rejon Arktyki zostanie całkowicie pozbawiony pokrywy lodowej. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Najnowsze wyniki pokazały, że tylko w stosunku do roku poprzedniego wielkość czapy lodowej w tej części naszej planety zwiększyła swój zasięg o blisko 2,4 miliona kilometrów kwadratowych. Oznacza to wzrost o ok. 60 procent w odniesieniu do roku 2012 - poinformował serwis "Daily Mail".

... a tak wygląda teraz 

Pokrywa lodowa rozciąga się w tej chwili od kanadyjskich wysp do północnych wybrzeży Rosji i jej rozmiar odpowiada wielkości ponad połowy Europy. W związku z tą sytuacją utrudnioną przeprawę mają statki handlowe, które nie mogą sobie teraz skracać drogi!
MOŻE ZA NIEDŁUGO I DO NAS KTOŚ DOTRZE :)



A to co spotkałam wracając ze szkoły :-)



Planet,na których może istnieć życie,jest więcej niż przypuszczano!


Planet, na których może istnieć życie, jest więcej niż przypuszczano

Brytyjscy naukowcy zaprezentowali modele komputerowe poszerzające potencjalne grono planet mogących mieć warunki sprzyjające życiu. Ich modele uwzględniają nie tylko wodę występującą na powierzchni, ale także pod powierzchnią planety.
Najnowsze wyniki badań astronomów wskazują, że planety w komosie są powszechne, a być może liczniejsze niż gwiazdy. Sugerują to m.in. wyniki badań polskich naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego z projektu OGLE. Jednak nie wszystkie planety mają warunki odpowiednie do tego, aby istniała szansa na powstanie na nich życia. Na przykład w Układzie Słonecznym na osiem planet znamy tylko jedną, na której istnieje życie - Ziemię.




Oszacowania liczby planet pozasłonecznych, na których mogą panować warunki sprzyjające powstaniu życia (lub nadające się do zamieszkania), opierają się zazwyczaj na sprawdzeniu, czy może występować na nich woda w stanie ciekłym. Można określić obszar wokół gwiazdy, w granicach którego na powierzchni planety może potencjalnie występować woda w stanie ciekłym. Na powierzchni musi panować odpowiedni zakres temperatur. Jeśli planeta jest za blisko, woda wyparuje, a jeśli znajduje się zbyt daleko – zamarznie. Strefa ta bywa różnie nazywana: ekosferą, ekostrefą, albo bardziej opisowo – strefą nadającą się do zamieszkania lub strefą zamieszkiwalną. To, w jakiej odległości od gwiazdy rozpościera się ekosfera, zależy od tego ile promieniowania wysyła gwiazda.
Podczas Brytyjskiego Festiwalu Nauki naukowcy zaprezentowali szerszej publiczności wyniki symulacji komputerowych wskazujących, że ekosfera wokół gwiazdy jest szersza niż się obecnie przyjmuje. Zespół, którego członkami są doktorant Sean McMahon z Uniwersytetu Aberdeen oraz profesor John Parnell z tego samego uniwersytetu, opracował model, który pozwala na identyfikowanie planet z wodą pod powierzchnią, a nie tylko na powierzchni. Woda pod powierzchnią może być ogrzewana przez wewnętrzne ciepło planety. Oznacza to, że planeta taka może znajdować się dalej od gwiazdy niż obecnie przyjmowana granica ekosfery.
Jak powiedział BBC kierujący badaniami prof. John Parnell warstwy bogate w wodę, znajdujące się w skorupie ziemskiej „są znaczącym środowiskiem dla mikroorganizmów żyjących w rejonach sięgających kilku kilometrów pod powierzchnią Ziemi”. - Niektórzy naukowcy wierzą, iż większość mikroorganizmów znajduje się właśnie w tych głębokich regionach biosfery – dodał.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę możliwość istnienia podziemnej biosfery, to obecna koncepcja ekosfery jest zbyt wąsko zdefiniowana jedynie poprzez warunki panujące na powierzchni. Planet możliwych do zamieszkania jest kilkakrotnie więcej - uważa McMahon. 
Wyniki zostały zaprezentowane podczas Brytyjskiego Festiwalu Nauki. Jest on jednym z największych festiwali nauki w Europie. Przyciąga 50 tysięcy uczestników rocznie, a wyniki swoich badań prezentuje w jego ramach ponad 350 naukowców. Co roku odbywa się w innym mieście, tym razem miał miejsce w Aberdeen.













WOW:D



Oto skróty prosto z netu!

XD-masakra
LOL-śmieje się na głos
:D-Haha
;-)-oczko
:)-uśmiech
-_--ciemnota
d-_-b-muyka
^^-podekscytowanie
=^^=-kotek
OMG-Niedowiary 
Z/W-Zaraz wracam
RB-robię
CB-Ciebie
TB-Tobie
SB-Sobie
:0-krzyk
o_o-Wow
<3-serce 1
♥-serce 2
☻-zielony uśmieszek
☺-biały uśmieszek

ITD.


Książki,które warto przeczytać ;)







Polecam(dla młodzieży:S)

Teoria Darwina powinna trafić do kosza?

Teoria Darwina powinna trafić do kosza?

Spór wokół teorii ewolucji trwa nieustannie od momentu jej ogłoszenia w 1858 roku. Środowisko naukowe przez dłuższy czas jej nie akceptowało, większość badaczy mówiła wprost, że cały pomysł jest szalony. Dopiero wraz z napływającymi doniesieniami o odkryciach potwierdzających hipotezę Darwina świat powoli przyzwyczajał się do myśli, że człowiek nie powstał w jednym akcie stworzenia dokonanym przez siłę wyższą, a jest wynikiem miliardów lat subtelnych zmian w materiale genetycznym. 


Głównym krytykiem teorii ewolucji przez wiele lat był Kościół Katolicki, ale i jego pogląd ewoluował. Zaraz po ogłoszeniu tego pomysłu stanowisko Kościoła było bardzo sceptyczne, wręcz wrogie. Około lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku przesunęło się ku neutralności, a koniec XX wieku to okres cichej akceptacji z zaznaczeniem, że duchowy komponent człowieka pochodzi od Boga. Papież Jan Paweł II powiedział, że "nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą".


Mimo tego ewolucjonizm ma nadal wielu zaciekłych wrogów, którzy starają się obalić lub ośmieszyć teorię Darwina. Kreacjoniści chcą również, aby ich poglądy były prezentowane na lekcjach biologiijako alternatywna teoria, a ich skrajnie konserwatywna frakcja dąży do całkowitego zakazu nauki o ewolucji w szkołach.

Czy udało się potwierdzić teorię ewolucji?

W swej najbardziej kanonicznej postaci teoria ewolucji zakłada, że wszystkie organizmy na Ziemi posiadają wspólnego przodka i wyewoluowały od niego na drodze adaptacji. Pojedyncze zmiany, które pojawiały się na skutek mutacji, powodowały, że stworzenia lepiej przystosowane przeżywały i mogły przekazać pożądaną cechę dalej.

Dowodów potwierdzających tę tezę jest mnóstwo – od skamielin wykopywanych na całym świecie, dzięki którym możemy chronologicznie prześledzić zmiany od najprostszych organizmów aż do człowieka, po wyniki badań biologii molekularnej, które opisują podłoże wszystkich procesów napędzających ewolucję. Postęp w dziedzinie genetyki dostarcza informacji o tym, że ewolucja zachodzi ciągle - np. wirusy czy bakterie stale przystosowują się do zmieniającego środowiska.

Kreacjoniści podają jednak wiele kontrargumentów. Twierdzą m.in., że tak skomplikowane organy jak na przykład oko nie mogły pojawić się przypadkiem. Dobre wytłumaczenie tego pozornego paradoksu podaje Richard Dawkins – orędownik teorii ewolucji
.



Najpiękniejsze zdjęcia z teleskopu Spitzera


10 lat Teleskopu Kosmicznego Spitzera



Oko Boga

Pozostałość po wybuchu supernowej

Kosmiczna fala uderzeniowa

Mgławica DuszaEta CarinaeOkolice miecza Oriona
mgławica Rho Ophiuchi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz